Dlaczego biegli nie wykrywają nadużyć gospodarczych?

W Polsce wciąż istnieją naiwni zarządzający, którzy wierzą w to, że coroczne badanie sprawozdań finansowych przez biegłego rewidenta w jakikolwiek sposób chroni ich organizację przed nadużyciami gospodarczymi. Czasami – choć na szczęście coraz rzadziej – można jeszcze przeczytać w gazetach stwierdzenie jakiegoś decydenta: „Moja organizacja jest co roku badana przez biegłego i wszystko jest okej”. Czyżby? Liczne znane skandale finansowe, jak np. afera GetBack, całkowicie przeczą takiemu myśleniu, podobnie jak nasze wieloletnie doświadczenie. Przeprowadziliśmy setki dochodzeń gospodarczych i w ani jednym przypadku nadużycia nie zostały wykryte przez biegłego rewidenta. Prawidłowość tę potwierdzają również badania statystyczne. Ze wspomnianego wcześniej raportu ACFE wynika, że tyko w 2% przypadków nadużycia zostały ujawnione przez biegłych. Pora więc jasno i wyraźnie stwierdzić: BIEGLI REWIDENCI NIE WYKRYWAJĄ NADUŻYĆ GOSPODARCZYCH. Ta odpowiedzialność spada na zarząd organizacji i w razie wystąpienia nadużyć to on, a nie biegły rewident, poniesie surowe konsekwencje (o czym szerzej poniżej). Dlatego ważne jest, żeby sobie tę prawdę uświadomić i nie dać uśpić swojej czujności faktem, że firma przechodzi badania biegłego.

 

Przykład – „przedsiębiorczy” główny księgowy

W pewnej spółce państwowej doszło do poważnych nadużyć. Nowy główny księgowy przez trzy lata wyprowadzał pieniądze, podbierając je z kasy oraz poprzez kreacje fikcyjnych przelewów, rzekomo dla kontrahentów, które faktycznie trafiały na jego konto. Przez ten czas sprawozdania finansowe spółki były badane przez dwóch biegłych rewidentów i żaden nie wykrył wyżej wymienionych nadużyć. O ile na początku wyprowadzane kwoty były stosunkowo niewielkie, o tyle w późniejszym czasie doprowadziły wręcz do utraty płynności spółki. Dlaczego zatem biegli rewidenci, zwłaszcza drugi (który badał firmę, kiedy szkody były już znaczne), nie wykryli w odpowiednim czasie przestępczego procederu, co niewątpliwie uchroniłoby spółkę przez jeszcze większymi stratami?

Po pierwsze, biegły rewident – a właściwie biegła – przyjął do badania zbyt wysoki poziom istotności. To znaczy określił wartość – według niego istotną dla całego sprawozdania finansowego – poniżej której poszczególne salda, transakcje etc. nie podlegają analizie. Przyjęty poziom istotności był absurdalnie wysoki, przekraczały go bowiem jedynie salda pięciu kont. W istocie biegła nie musiała zatem wiele robić. A co zrobił nieuczciwy główny księgowy? Dowiedziawszy się o przyjętym wysokim poziomie istotności, po prostu porozbijał wartość ukradzionych środków na wiele różnych kont, tak aby ich salda nie przekroczyły tegoż poziomu. Proste, prawda? Co więcej, gdy w końcu sprawa wyszła na jaw, bynajmniej nie dzięki pracy biegłej, ta dalej broniła przyjętego poziomu istotności, stwierdzając, że to właśnie biegły – jego profesjonalny osąd – o nim decyduje.

Po drugie, biegła zbytnio zaufała głównemu księgowemu. Był to młody, raczej przystojny mężczyzna, mający zdolność manipulacji ludźmi, co jest częstą cechą przestępców w białych kołnierzykach. W istotnym stopniu omotał i zmanipulował biegłą, tak że ta wierzyła mu nieomal na słowo, że wszystko jest w porządku. Dlatego mimo przyjętego absurdalnie wysokiego poziomu istotności biegła nie dokonała weryfikacji istotnych dla sprawozdań finansowych przychodów z gastronomii (spółka prowadziła m.in. taką działalność), których wartość dalece przekraczała przyjęty poziom. Gdyby takiej weryfikacji dokonała, tj. porównała dane z paragonów fiskalnych (z kasy) z danymi w księgach, wyszłaby jej duża różnica, jednoznacznie wskazująca, że doszło do malwersacji.

Wreszcie po trzecie, biegła nie dokonała prawidłowej oceny działania systemu kontroli wewnętrznej – to zresztą bardzo częste zaniedbanie – nie zwróciła uwagi na liczne nieprawidłowości i luki. W spółce nie dokonano np. prawidłowego rozdzielenia obowiązków pomiędzy pracowników działu księgowości. Zbyt wielki ich zakres spoczywał na osobie głównego księgowego, mianowicie odpowiadał on za księgowanie wielu transakcji, przygotowywał płatności do przelewów, dokonywał inwentaryzacji kasy, miał wyłączne uprawnienia do zmian w systemie księgowym etc. W związku z tym mógł z łatwością dokonywać nadużyć, umiejętnie zacierając ślady w systemie księgowym. Dodatkowo w spółce nie stosowano procedur dotyczących księgowości, a opis zakresu obowiązków pracowników działu księgowości był całkowicie nieaktualny. Mimo to biegła wyraziła pozytywną opinię o systemie kontroli wewnętrznej.

Zarząd popełnił bardzo poważny błąd – w ogóle nie zainteresował się kwestią badania sprawozdań finansowych, nie zadawał biegłej pytań, np. o przyjęty poziom istotności. W konsekwencji główny księgowy, przez nikogo nie niepokojony, mógł działać bezkarnie przez kilka lat, powodując ogromne straty dla firmy.

 

Szerzej o koncepcji poziomu istotności w badaniu sprawozdań

Jak już wspomnieliśmy w powyższym przykładzie, koncepcja poziomu istotności jest jedną z ważniejszych w prowadzeniu badania przez biegłego. Wartość poziomu istotności ma zasadnicze znaczenie dla skuteczności analizy. Dlatego też postanowiliśmy nieco rozwinąć ten temat.

Ogólnie rozumiane pojęcie poziomu istotności jest dość oczywiste i proste do zrozumienia. Po prostu wartość niektórych transakcji może być na tyle mała, że nikt nie będzie tracił czasu i zasobów, żeby je szczegółowo badać. Natomiast zasada istotności określona w krajowych standardach badania (w brzmieniu Międzynarodowych Standarów Badania – MSB) jest już przedstawiona nieco bardziej zawile. Zgodnie z MSB:

„Osądy dotyczące istotności dokonywane są w świetle istniejących okoliczności i wpływa na nie sposób postrzegania przez biegłego rewidenta potrzeb informacyjnych użytkowników sprawozdania finansowego oraz wielkość lub rodzaj zniekształcenia bądź połączenie tych dwóch czynników. Opinia biegłego rewidenta dotyczy sprawozdania finansowego jako całości i dlatego biegły rewident nie odpowiada za wykrycie zniekształceń, które nie są istotne dla sprawozdania finansowego jako całości”.

I dalej:

„Mimo że ramowe założenia sprawozdawczości finansowej mogą określać istotność w różny sposób, generalnie wyjaśniają, że:

  • zniekształcenia, w tym pominięcia, uznaje się za istotne, jeśli można racjonalnie oczekiwać, że pojedynczo lub łącznie, wpłyną na decyzje gospodarcze podejmowane przez użytkowników na podstawie sprawozdań finansowych,
  • osądy istotności dokonywane są przy uwzględnieniu istniejących okoliczności i wpływają na nie wielkość lub rodzaj zniekształcenia bądź połączenie obydwu tych czynników oraz
  • osądy, które sprawy są istotne dla użytkowników sprawozdań finansowych, opierają się na analizie wspólnych potrzeb w zakresie informacji finansowych ze strony użytkowników traktowanych jako grupa. Możliwy wpływ zniekształceń na ściśle określonych, pojedynczych użytkowników, których potrzeby mogą znacznie się różnić, nie jest brany pod uwagę”.

Podsumowując: po pierwsze, to biegły na podstawie swojego osądu wyznacza poziom istotności (nigdzie nie jest wskazane, w jaki konkretnie sposób ten poziom wyznaczać, np. jaki procent przychodów, zysków etc. powinien on stanowić – oczywiste jest, że z uwagi na różnorodność branż i modeli biznesowych nie dałoby się jasno określić takiej metody). Po drugie, przy wyznaczaniu tego poziomu biegły kieruje się ogólnie określonymi potrzebami informacyjnymi użytkowników sprawozdań, tj. weryfikuje, czy założony poziom zniekształceń może oddziaływać na ich decyzje gospodarcze. I w końcu liczy się tylko ten poziom zniekształceń, który ma wpływ na sprawozdania finansowe rozpatrywane w całości.

Trzeba jasno powiedzieć, że tak określony sposób wyznaczania poziomu istotności daje raczej nikłe szanse na ochronę przed nadużyciami. Po pierwsze bowiem, ich wartość może nie być istotna dla ogólnych wyników organizacji oraz potencjalnych użytkowników sprawozdań finansowych. Przypuśćmy, że prezes dużej firmy mającej obroty sięgające setek milionów złotych nieświadomie podpisze kilka fikcyjnych faktur o wartości 300 tys. zł. Zniekształcenie sprawozdań finansowych będzie nieistotne, ale jeżeli sprawa wyjdzie na jaw, to bardzo możliwe, że prezes straci stanowisko – a może też usłyszeć zarzuty z art. 296 k.k. (niedopełnienie obowiązków). Z punktu widzenia naszego prawa karnego istotna jest już bowiem kwota 200 tys. zł. Aby ponieść odpowiedzialność karną z wyżej wymienionego przepisu, trzeba wyrządzić spółce znaczną szkodę majątkową, a ta – zgodnie z art. 115 par. 7 w zw. z par. 5 k.k. – oznacza szkodę, której wartość w czasie popełnienia czynu zabronionego przekracza właśnie wspomniane wyżej 200 tys. zł. Po drugie, przestępcy w białych kołnierzykach to zazwyczaj inteligentni ludzie, którzy potrafią zacierać ślady swojej działalności – i tak jak w opisanym powyżej przypadku dokonują wielu drobnych malwersacji, które wartościowo są poniżej ustalonego progu istotności, ale w sumie dają znaczące kwoty. Biegły już tego, mówiąc kolokwialnie, nie wyłapie.

Należy również dodać, iż w praktyce biegli mają tendencję do zawyżania poziomu istotności. W ten sposób po pierwsze, ograniczają sobie zakres pracy do wykonania. Po drugie, istotnie ograniczają ryzyko badania, ponieważ w przypadku pominięcia jakichś zniekształceń (np. nadużyć) mogą powiedzieć, że ich wartość nie przekroczyła ustalonego poziomu istotności, w związku z tym oni za to nie odpowiadają.

Natomiast audytorzy śledczy stosują inne metody i nie kierują się w tak znaczącym stopniu kryterium istotności, najważniejsza jest bowiem szczegółowo przeprowadzona analiza ryzyka nadużyć. Audytor śledczy na podstawie swojego doświadczenia i wielu określonych kryteriów bada, które obszary działalności firmy są najbardziej narażone na nadużycia. Następnie określa prawdopodobieństwo ich wystąpienia i przystępuje do szczegółowego badania. Dodatkowo w badaniu stosuje techniki data mining, tj. komputerowej analizy danych, co pozwala mu na pełną analizę, nawet drobnych transakcji.

 

Odpowiedzialność biegłych za niewykrycie nadużyć

W praktyce biegły nie ponosi żadnej odpowiedzialności za niewykrycie nadużyć. Nawet krajowe standardy badania (w brzmieniu Międzynarodowych Standardów Badania) nie pozostawiają tutaj większych złudzeń. Mianowicie w KSB 240 stwierdzono: „Chociaż biegły rewident może podejrzewać i w rzadkich przypadkach zidentyfikować wystąpienie oszustw, nie orzeka jednakże o tym, czy w rozumieniu prawa oszustwo rzeczywiście wystąpiło”.

I dalej:

„Główna odpowiedzialność za zapobieganie oszustwu oraz za jego wykrywanie spoczywa na osobach sprawujących nadzór nad jednostką oraz na kierownictwie jednostki. Jest zatem ważne, aby kierownictwo, pod nadzorem osób sprawujących nadzór, kładło silny nacisk na zapobieganie oszustwom, co mogłoby zmniejszyć możliwości wystąpienia oszustwa, oraz na działania zniechęcające do oszustwa, co mogłoby powstrzymywać przed popełnianiem oszustwa w związku z prawdopodobieństwem wykrycia i nałożenia kary. Działania te obejmują zobowiązanie do tworzenia kultury opartej na zasadach uczciwości i etycznym postępowaniu, wzmacnianej poprzez aktywny nadzór sprawowany przez osoby sprawujące nadzór. Funkcje nadzorcze osób sprawujących nadzór obejmują rozważanie możliwości obejścia kontroli przez kierownictwo lub innego rodzaju nieodpowiedniego wpływu na proces sprawozdawczości finansowej, jak na przykład wysiłki kierownictwa zmierzające do takiego kształtowania dochodów, aby wpływać na sposób postrzegania przez analityków wyników działalności jednostki i rentowności”.

Wreszcie:

„Biegły rewident przeprowadzając badanie zgodnie z MSRF jest odpowiedzialny za uzyskanie wystarczającej pewności, że sprawozdania finansowe jako całość nie zawierają istotnego zniekształcenia niezależnie od tego, czy zostało spowodowane oszustwem czy błędem. Ze względu na nieodłączne ograniczenia badania występuje nieuniknione ryzyko, iż niektóre istotne zniekształcenia sprawozdań finansowych nie zostaną wykryte, mimo iż badanie zostało poprawnie zaplanowane i przeprowadzone zgodnie z MSRF… Zgodnie z MSRF 2004 potencjalny wpływ nieodłącznych ograniczeń jest szczególnie ważny w przypadku zniekształcenia wynikającego z oszustwa. Ryzyko niewykrycia istotnego zniekształcenia wynikającego z oszustwa jest wyższe od ryzyka niewykrycia istotnego zniekształcenia wynikającego z błędu. Wynika to z faktu, iż oszustwo może zakładać podjęcie wyrafinowanych i dokładnie zaplanowanych działań mających je zataić, jak np.: fałszerstwo, umyślne niezaksięgowanie transakcji lub celowe złożenie nieprawdziwych oświadczeń biegłemu rewidentowi. Takie próby zatajenia faktów mogą być tym bardziej trudne do wykrycia, jeżeli towarzyszy im zmowa. Zmowa może sprawić, że biegły rewident będzie sądzić, że określone dowody badania mają charakter uprawdopodobniający, podczas gdy w rzeczywistości będą fałszywe. Szansa wykrycia przez biegłego rewidenta oszustwa zależy od takich czynników, jak umiejętności sprawcy, częstotliwość i zakres dokonywanych manipulacji, zasięg zmowy, relatywna wielkość poszczególnych kwot będących przedmiotem manipulacji oraz stanowiska służbowe osób dokonujących oszustwa. O ile biegły rewident może rozpoznać potencjalne możliwości popełnienia oszustwa, rzeczą trudną do ustalenia jest to, czy zniekształcenia w dziedzinach wymagających osądu, takich jak wartości szacunkowe, są spowodowane błędem lub oszustwem”.

 

Podsumowując, w krajowych standardach badania biegli wyraźnie zastrzegają, że szanse na wykrycie przez nich nadużyć w organizacji są mocno ograniczone, nawet jeżeli ich wartość jest istotna. Odpowiedzialność za wykrywanie przestępstw lokują po stronie osób zarządzających i nadzorujących.

Z naszego osobistego doświadczenia również wynika, że biegli w praktyce nie ponoszą żadnych konsekwencji zawodowych i prawnych z tytułu niewykrycia nawet bardzo istotnych nadużyć, które w wielu przypadkach zakończyły się bankructwem badanej firmy (o czym w przykładzie poniżej).

 

Przykład – papierowe zyski

Na prośbę wierzycieli pewnej dużej firmy deweloperskiej, której obligacje były notowane na rynku Catalyst, przeprowadziliśmy dochodzenie gospodarcze dotyczące m.in. jej prawdziwego standingu finansowego. Z jednej strony w sprawozdaniach finansowych firma ta rokrocznie pokazywała istotne zyski, z drugiej – masowo nie płaciła swoim kontrahentom, głównie firmom budowlanym. Wierzyciele obawiali się, że jej faktyczna sytuacja finansowa może być dużo gorsza niż ta pokazywana w sprawozdaniach. W związku z powyższym istniało poważne ryzyko, że nawet jeżeli po kilku latach wierzyciele wygrają w sądzie, to firma ogłosi bankructwo, a oni nie dostaną nawet złotówki. Jedyną drogą było uzyskanie sądowego zabezpieczenia roszczeń na majątku spółki. Jednak aby sąd przyznał takie zabezpieczenie, trzeba wykazać m.in. trudną sytuację finansową dłużnika – a w tym przypadku na papierze widniały zyski. Wierzyciele podejrzewali, że firma stosuje metody kreatywnej księgowości, tj. tworzy papierowe zyski dla celów wizerunkowych oraz ze względu na udzielone jej kredyty, a także wypuszczone obligacje (w wielu umowach kredytowych istnieją regulacje wymagające, aby wyniki firmy nie spadły poniżej założonego poziomu pod groźbą rozwiązania umowy kredytowej). Jednakże sprawozdania finansowe firmy deweloperskiej były co roku badane przez znaną firmę audytorską, która wystawiała im pozytywne opinie, tj. stwierdzała, że jasno i rzetelnie przedstawiają sytuację finansową organizacji. Krótkie dochodzenie od razu wykazało poważne nieprawidłowości. Oczywiście zyski były całkowicie papierowe. Otóż co roku firma ta dokonywała przeszacowania wartości swoich aktywów (działek inwestycyjnych) i z tego tytułu realizowała istotne, aczkolwiek papierowe przychody. W istocie ponosiła olbrzymie straty, była zadłużona po uszy. Co więcej, fikcyjne podniesienie wartości odbywało się w okresie głębokiego kryzysu na rynku nieruchomości, kiedy ich ceny mocno spadały. Mimo to biegły rewident wydał pozytywną opinię – nawet nie zwrócił uwagi na to, że zyski firmy pochodzą jedynie z przeszacowania wartości środków trwałych. Niespełna pół roku po otrzymaniu ostatniej pozytywnej opinii firma ogłosiła bankructwo. Późniejsze analizy, przeprowadzone w postępowaniu upadłościowym, wykazały, że wartość środków trwałych była przeszacowana nawet o ponad 80%. Na szczęście dzięki naszemu dochodzeniu wierzycielom udało się dokonać zabezpieczenia swoich roszczeń i mimo że firma upadła, na koniec odzyskali swoje należności. Firma audytorska do dzisiaj nie poniosła żadnych konsekwencji.

 

Inne aspekty dotyczące pracy biegłych i audytorów

Występują jeszcze inne praktyczne kwestie związane z pracą biegłych, które mają negatywny wpływ na możliwość wykrywania przez nich nadużyć gospodarczych. Są to:

  • Ograniczony czas audytora. Biegli mają zazwyczaj bardzo mało czasu na przeprowadzenie badania. Wynika to stąd, że stawki godzinowe audytorów zatrudnionych w firmach konsultingowych są bardzo wygórowane. Audytor ma natomiast określony budżet (tzn. kwotę, jaką klient płaci za badanie). W przeliczeniu na godziny (po wspomnianej wysokiej stawce) daje on niezwykle ograniczony zakres czasowy, w którym audytor musi się zmieścić. Jeżeli mu się to nie udaje, to wyciągane są wobec niego konsekwencje zawodowe (kilka wpadek i audytor może stracić pracę). Szczególnie wielkie firmy audytorskie są niezwykle agresywnie nastawione na generowanie wysokich przychodów. Wynika to głównie z wysokich kosztów płac oraz ze struktury zarządczej. Każdy partner – a jest ich zazwyczaj bardzo wielu – jest częściowym właścicielem firmy. Jego wynagrodzenie i pozycja w dużym stopniu zależą od uzyskiwanych przez jego zespół zysków. A zatem już na wstępie audytor nie jest zbytnio zmotywowany do wnikliwości. Ma raczej tendencję do koncentrowania się na szybkim „odfajkowaniu” ustalonych procedur badania.
  • Ograniczony budżet firmy konsultingowej. Im bardziej doświadczony audytor, im dłuższy jego staż, tym wyższa stawka godzinowa, za jaką pracuje. W związku z ograniczonymi budżetami menadżerowie firm konsultingowych często wysyłają do klienta młodych i niedoświadczonych pracowników, nierzadko takich, którzy dopiero co ukończyli studia. To kolejny paradoks audytu – bywa, że osoba kontrolująca ma dużo niższą wiedzę i praktykę od osoby kontrolowanej (np. głównego księgowego).
  • Duża rotacja pracowników firm audytorskich. Bardzo często zdarza się, iż audytor, który przez kilka lat dokonywał przeglądu sprawozdań finansowych w danej spółce, po jakimś czasie zostaje przez nią zatrudniony. Na jego miejsce przychodzi osoba, która musi uczyć się od początku specyfiki biznesu.
  • Zbytnie spoufalanie się audytorów z pracownikami badanych spółek. Ponieważ firma audytorska daje swoim pracownikom niedużo czasu na przeprowadzenie badania, audytorzy często próbują zaprzyjaźnić się z pracownikami spółki, aby informacje, które od nich otrzymują, były pełne i przekazywane na czas. Dla księgowych oraz dyrektorów finansowych, a więc osób, z którymi najczęściej współpracują audytorzy, audyt to dodatkowe obciążenie w ich i tak trudnej pracy. Każdy kolejny raport dla audytora to dodatkowy czas, często poświęcany już po godzinach. Zatem audytor raczej nie chce denerwować pracowników „trudnymi” pytaniami, ponieważ liczy się z tym, że mogą mu oni skutecznie utrudnić działanie, a co za tym idzie – wydłużyć czas pracy. Jak już wspomnieliśmy, powoduje to spadek wydajności audytora, co jest niezwykle negatywnie oceniane przez szefostwo firmy audytorskiej. Trzeba również zaznaczyć, że proces spoufalania się może być rozpoczynany przez pracowników badanej firmy, zwłaszcza w sytuacji, gdy mają oni coś na sumieniu. Nieuczciwy księgowy czy dyrektor finansowy stara się zostać bliskim przyjacielem audytora ze względu na to, że – z psychologicznego punktu widzenia – przyjacielowi dużo trudniej jest zadawać niewygodne pytania. Zdarza się, że pracownik zaprasza audytora na kolację do domu, gdzie ten ma szansę poznać całą jego rodzinę – a to oczywiście zobowiązuje. Zatem przestępca w białym kołnierzyku będzie próbował używać całego arsenału sztuczek psychologicznych, żeby rozbroić biegłego. Trzeba też pamiętać, że audytorzy to często ludzie niemający odpowiednich predyspozycji do przeprowadzania audytów, psychicznie zbyt słabi, aby, jeżeli to konieczne, przycisnąć osoby mijające się z prawdą.
  • Brak wystarczającej edukacji w zakresie przeciwdziałania nadużyciom gospodarczym i wykrywania ich. Sam Antar, znany w Stanach Zjednoczonych były przestępca w białym kołnierzyku, który dzisiaj aktywnie walczy z przestępczością gospodarczą, podczas jednego ze swoich wykładów powiedział do audytorów: „Nie jesteście szkoleni w zakresie kryminalistyki, nie jesteście szkoleni w zakresie psychologii, nie jesteście szkoleni w zakresie motywów, jakie kierują ludźmi przy popełnianiu nadużyć gospodarczych, które kosztują inwestorów setki milionów dolarów”[1].

Na koniec warto przytoczyć listę błędów audytorów, które według Sama Antara spowodowały, że – co naprawdę niebywałe – przez 18 lat mógł on bezkarnie dokonywać licznych nadużyć gospodarczych w firmie, której był współwłaścicielem, tzn. w Crazy Eddie (firma ta znana była z udzielania bardzo dużych upustów na sprzedawany przez siebie sprzęt elektroniczny). W końcu Crazy Eddie, czyli Sam Antar, zdołał nawet wprowadzić firmę na giełdę.

Oto powody, dla których przeprowadzane audyty nie były skuteczne, według Antara[2]:

  • założenie, że prawidłowy audyt może zostać przeprowadzony w warunkach braku wiarygodnej kontroli wewnętrznej,
  • niedouczeni i niedoświadczeni audytorzy,
  • brak umiejętności prowadzenia dochodzeń przez audytorów,
  • zadawanie niewłaściwych pytań,
  • brak wiedzy o tym, komu należy zadawać pytania,
  • założenie, że odpowiedzi na właściwe pytania są prawdziwe, nieweryfikowanie uzyskiwanych informacji,
  • brak profesjonalnego sceptycyzmu u audytorów,
  • pozwalanie pracownikom badanej firmy na przeszkadzanie audytorom w pracy poprzez wciąganie ich w towarzyskie rozmowy, co prowadzi do straty czasu i w konsekwencji zmusza audytorów do przyspieszenia tempa na końcowym etapie działań,
  • niekontaktowanie się z dostawcami w celu wyjaśnienia różnic w kwotach, które wyszły na jaw w trakcie analizy przesłanych przez nich danych,
  • zatwierdzanie sprawozdań finansowych przed zakończeniem audytu.

 

Wnioski

  • Coroczne badanie sprawozdań finansowych nie uchroni twojej organizacji przed nadużyciami.
  • Biegli rewidenci nie ponoszą w praktyce żadnej odpowiedzialności za niewykrycie nadużyć.
  • Za stworzenie systemu wykrywania nadużyć odpowiadają przede wszystkim zarządzający. To oni w pierwszej kolejności poniosą istotne konsekwencje tego, że do nadużyć dochodziło i że nie zostały one w odpowiednim czasie wykryte, przynosząc znaczne szkody organizacji.
  • Interesuj się przeprowadzanymi badaniami sprawozdań finansowych. Zapytaj biegłego o przyjęty poziom istotności.

[1] Źródło: http://www.whitecollarfraud.com/1265851.html.

[2] Źródło: http://www.whitecollarfraud.com/1265851.html.